Cześć rybaszki!
Każdy z nas ma przyjaciela, prawda? Ja bym chciała Wam opowiedzieć o moim. Sporo ludzi się z niego naśmiewa i za nim nie przepada, dlatego wcześniej nic nie pisałam. A to bardzo ważna dla mnie osoba.
Wiecie, mój Przyjaciel nie jest taki, jak większość - nie znika, kiedy mam kłopoty, tylko mi w nich pomaga, nie odwraca się ode mnie, kiedy w kłótni go zranię, czy zrobię coś głupiego. Nie wyśmiewa się ze mnie, ale to nie znaczy, że cały czas mnie głaszcze po główce, jeszcze czego. Czasem potrafi mną tak potrząsnąć, że od razu odzyskuję rozum. Albo się na niego obrażam. Ale tak właściwie wiem, że zależy Mu tylko na moim szczęściu, więc nie potrafię się długo na niego boczyć.
Brzmi jak ideał, prawda?
Nie, nie wymyśliłam go sobie. Tak, mam wyimaginowanych znajomych, przyjaciół - takie głosiki w mojej głowie do urozmaicenia czasu - bo co ona mogą więcej zdziałać? Mój Przyjaciel jest prawdziwy.
To taki typ, co chce zbawić cały świat, wiecie o co chodzi. Nie jest natrętny, zna mnie lepiej niż ja samą siebie, wie, kiedy potrzebuję ciszy, kiedy chcę się do Niego przytulić, a kiedy słuchać i toczyć z Nim zażarte dyskusje. Jest bardzo mądry, nigdy nie spotkałam większego erudyty niż On - a wspominałam, że chciałabym być nazywana erudytką? Zatem jest moim wzorem. Nie tylko dlatego, że dużo wie i umie wszystko logicznie i spokojnie wytłumaczyć. Jego zachowanie i sposób bycia jest niespotykane. Jakby nie potrzebował niczego innego oprócz mojego szczęścia. Jakby to Mu wystarczyło w zupełności.
Każdy powinien w swoim życiu znaleźć kogoś takiego, prawdziwego Przyjaciela.
Ach, zapomniałabym! Mój Przyjaciel, jak każdy, ma własne imię.
Jezus.
piątek, 2 sierpnia 2013
czwartek, 4 lipca 2013
Już po!
Jak zwykle piszę z pewnym opóźnieniem, ale chyba po ponad
roku ze mną zdążyliście to zauważyć i mi wybaczyć. Właśnie, urodzin boga nie
było, tak właściwie sama je przegapiłam, wstyd! Aczkolwiek mam dla Was miłą (mam
nadzieję) odskocznię. Tym razem post nie będzie o mitach, stworach i wynaturzeniach
z głębi oceanu, a o moim życiu, o ważnym jego fragmencie, którym chciałabym się
z Wami podzielić.
Kompozycja czterech portretów. |
Część z Was może pamięta, że w ostatnim poście wspomniałam o
wernisażu wystawy artystycznej, której byłam autorką. Impreza odbyła się 26
czerwca i odniosła niebywały sukces, a przynajmniej przerosła moje oczekiwania,
gdyż jak na niszową i mało znaną osobistość przyciągnęłam spory tłum. To
dobrze, bowiem im więcej ludzi, tym lepiej – bez gości wernisaż by się nie
odbył, raczej zamienił by się w przyjacielskie posiedzenie zdziwaczałej
artystki ze swoimi pracami i zapasem ciastek, których nie jest w stanie pochłonąć.
Jednak następnym razem muszę upiec więcej ciasteczek, taka nauczka.
A to są skany mojego kalendarza, który robię od podstaw i jeszcze go nie skończyłam ;) Nie bawię się w scrapbooking, ale to też całkiem przyjemna dla oka opcja. |
Jej, wydawało mi się, że po tygodniu jestem w stanie
ochłonąć i zdać relację w sposób uporządkowany i logiczny, a ciągle jak przypominam
sobie tamten wieczór, to dostaję przyjemnych dreszczy i nie jestem w stanie
tworzyć sensownych zdań. Wybaczycie mi to?
Plecy - i męskie i kobiece rysowane na żywo |
Jest bardzo "kamienna", ale to efekt zamierzony |
Zdjęć ciasteczek nie posiadam, ale mogę się z Wami podzielić przepisem, który jest okropnie prosty, a jeśli nie podjadacie, to na raz wyjdzie Wam około pięćdziesięciu-siedemdziesięciu sztuk, czyli całkiem sporo.
Potrzebujemy:
- 250 gram masła - czyli przeciętna kostka i kawałek, polecam brać na oko ;)
- 350 gram mąki pszennej tortowej - czyli 1.5 szklanki
- niecałe pół szklanki cukru - to właściwie wedle uznania, jak słodkie rzeczy lubicie
- jedno jajko
Kiedy już wszystko mamy uszykowane, ręcznie ugniatamy ciasto, aż wszystkie składniki się połączą i masa będzie łatwo odchodzić od palców. Wstawiamy maślane słodkości do lodówki na dwadzieścia minut. Schłodzone ciasto wałkujemy i wykrawamy z nich urocze kształty, a potem pieczemy w piekarniku nagrzanym do 150 stopni przez ok. 15-20 minut. Chociaż polecam wyrobienie nawyku zerkania co chwilę - ciastka długo dochodzą, lecz potem łatwo przegapić moment przypalenia. Chociaż ja przypalone lubię najbardziej ;)
Smacznego!
poniedziałek, 3 czerwca 2013
Ciągle ruch, ruch, ruch, i nie mogę spać. ;)
Cześć rybaszki!
Jak mówiłam, że wrócę, to tak jest, przychodzę, a nawet przylatuję na własnym smoku, bowiem nie można ufać komunikacji publicznej i tym wszystkim korkom... Komunikacja powietrzna jest lepsza. ;)
Ale, tak na serio (mam zamiar być poważna? Akurat) smoka niestety nie posiadam, za to mam piękną, białą holenderkę. Wybaczycie, ale tak ją lubię, że musiałam się pochwalić.
Mam wyjątkowo dobry humor, jakbym się szaleju najadła i za pewne w dużej mierze jest to sprawka mojej domniemanej biało-łuskiej "smoczycy". Niezwykle delikatnej, ale tym samym lżejszej od piórka. Zaraz czeka mnie także przygoda z siedzeniem na mokrej trawie z pędzlem w ręku i udawaniem, że tworzę to, co powinnam... Można to także robić bez pędzla, ale z aparatem. Albo długopisem. Tak, czeka mnie plener.
Okropnie ubolewam nad tym, że młodzież potrafi cały dzień przegnić przed komputerem, telewizorem, chodząc tylko do lodówki i ubikacji. Zero pomysłowości, aktywności, ruchu. Czy to nie jest według Was nudne? Marnowanie czasu, który przemija (o czym bardzo fajnie pisał nasz kochany Żółwik - nie ma więc chyba powodu się nazbyt rozwijać niczym papier toaletowy i zapychać klozetu). Jednak fakt jest taki, że jemy, idziemy do szkoły czy pracy, wracamy, oglądamy serial, który działa na nas tak jak pralka na białą sukienkę wypraną z zielono-różowymi skarpetkami, jemy obiad, kolację, siedzimy do nocy na facebooku, blogach, czy innych pożeraczach czasu, śpimy parę godzin i następnego dnia tak samo. Oczywiście, pamiętajcie, że nie chcę uogólniać, ani nie musicie odpierać tego personalnie, skądże!
Po prostu czemu tak mało ludzi wierzy w to, że czas spędzony na świeżym powietrzu, nie w celu zakatowania organizmu, by ciało wreszcie przypominało twardy, drewniany wieszak, ale ot tak, po prostu, NAPRAWDĘ poprawia samopoczucie. I to nie jest mit, choć często tak uważamy. A potem, przyznać się, ile z Was oglądając jakiś film, gdzie główny bohater skacze jak Jackie Chan, albo wywija nogami niczym primadonna w Jeziorze Łabędzim nie wzdycha i nie myśli "Też tak chcę..." A potem, gdy film się kończy wstajemy i... Siadamy przy laptopie. Ile jest w nas motywacji? Dlaczego tak łatwo odpuszczamy i wolimy narzekać, niż spróbować sprawić sobie radość?
Niestety ludzie to nie smoki, piękne, silne i pełne energii - bo w końcu to symbolizuje ogień. A przynajmniej to jeden z jego aspektów. Jednak nie każda skrzydlata gadzina robiła za piec kaflowy, a te nasze, rodzime stworki bardziej przypominały bazyliszki, choć wawelski potwór temu przeczy. Jednak wiedział ktoś z Was, moje drogie rybaszki, że smokъ, znany także jako Żmij, jest zoomorficzną wersją słowiańskiego boga, Welesa? Weles zaś był władcą krainy podobną do Hadesu. Jego kuzyn, znany także jako Żmij - człowiek, przybierający formę smoka -na ziemiach polskich nosił miano przychylnego nam, malutkim stwora, zaś na Rusi budził postrach tak samo jak inne demony. Co ciekawe Żmij, mimo, że bardzo przypomina smoka był utożsamiany z władzą nad... Deszczem.
Ha, i tym sposobem odkryłam, czemu za każdym razem jak jeżdżę moją biało-łuską smoczycą, to włącza się opcja "czas na prysznic".
A Wy jak spędzacie wolny czas? I lubicie swoje "smoki"?
Trzymajcie się ciepło (może też i mokro) i do następnego razu!
poniedziałek, 20 maja 2013
Zapowiedź. Czego? Wejścia smoka!
Przepraszam!
Ani się obejrzałam, a już mamy połowę maja. Czas leci tak szybko, przecież niedawno mieliśmy za oknem śnieg i ujemną temperaturę, a teraz czuję się jakbym siedziała w piekarniku.
Te upały i natłok zajęć przyczyniły się do tak haniebnego zaniedbania bloga i, przede wszystkim, Was. Tak szczerze, to nie znoszę lata i skwaru, nie mogę wyjść na dwór bez kremu z mocnym filtrem, od duchoty głowa mi pęka a ciało przez cały dzień zachowuje się jakby dopiero co ktoś je wyrwał z mocnego snu. Wiem, że to marne usprawiedliwienie, ale po prostu najchętniej zamknęła bym się z zapasem arbuzów i papryk w lodówce i nie wychodziła aż do jesieni. Może w zamrażalniku znajdzie się jeszcze miejsce na laptopa? Gwarantuję, że wtedy posty będą pojawiać się praktycznie codziennie!
Jeden powód mojej nieobecności wyjaśniony, drugi przed nami. Nie powiem, jestem z siebie dumna i z wielką przyjemnością chwalę się Wam, moje drogie rybaszki, iż wyżywanie się artystycznie w końcu przyniosło jakieś efekty. Na początku czerwca odbędzie się moja autorska wystawa artystyczna, to będzie piękne zwieńczenie tego roku. Wspominałam Wam, że należę do tego grona ludzi, których paćkanie pędzlem po kartce wprawia w lepszy humor niż zjedzenie całego kubła lodów czekoladowych? Albo arbuza? Tak, nietrudno się domyślić, że uwielbiam te ogromne owoce. Są idealne na tą porę roku.
Ale dość narzekania! Jutro wyjeżdżam na dwa dni do Warszawy, więc konkretny post pojawi się dopiero w weekend, więc dziś już Was dłużej nie dręczę. Jeszcze będziecie miały mnie dość.
Miłego tygodnia, rybaszki!
Ani się obejrzałam, a już mamy połowę maja. Czas leci tak szybko, przecież niedawno mieliśmy za oknem śnieg i ujemną temperaturę, a teraz czuję się jakbym siedziała w piekarniku.
Te upały i natłok zajęć przyczyniły się do tak haniebnego zaniedbania bloga i, przede wszystkim, Was. Tak szczerze, to nie znoszę lata i skwaru, nie mogę wyjść na dwór bez kremu z mocnym filtrem, od duchoty głowa mi pęka a ciało przez cały dzień zachowuje się jakby dopiero co ktoś je wyrwał z mocnego snu. Wiem, że to marne usprawiedliwienie, ale po prostu najchętniej zamknęła bym się z zapasem arbuzów i papryk w lodówce i nie wychodziła aż do jesieni. Może w zamrażalniku znajdzie się jeszcze miejsce na laptopa? Gwarantuję, że wtedy posty będą pojawiać się praktycznie codziennie!
Jeden powód mojej nieobecności wyjaśniony, drugi przed nami. Nie powiem, jestem z siebie dumna i z wielką przyjemnością chwalę się Wam, moje drogie rybaszki, iż wyżywanie się artystycznie w końcu przyniosło jakieś efekty. Na początku czerwca odbędzie się moja autorska wystawa artystyczna, to będzie piękne zwieńczenie tego roku. Wspominałam Wam, że należę do tego grona ludzi, których paćkanie pędzlem po kartce wprawia w lepszy humor niż zjedzenie całego kubła lodów czekoladowych? Albo arbuza? Tak, nietrudno się domyślić, że uwielbiam te ogromne owoce. Są idealne na tą porę roku.
Ale dość narzekania! Jutro wyjeżdżam na dwa dni do Warszawy, więc konkretny post pojawi się dopiero w weekend, więc dziś już Was dłużej nie dręczę. Jeszcze będziecie miały mnie dość.
Miłego tygodnia, rybaszki!
Ps. Smoki to ciekawe stworzenia... Chcecie się czegoś o nich dowiedzieć?
sobota, 16 marca 2013
Czujecie wiosnę? Za chwilę przybędzie!
Witajcie!
Mimo, że zima za oknem, Dzień Kobiet już za nami, a Dzień, w Którym Przyjdzie Wiosna zbliża się wielkimi krokami. Więc dziś będzie równie wiosennie, by zacząć przygotowania do pożegnania Zimnej Damy, a przywitania Panienki o Niewinnym Uśmiechu. Co wy na to, rybaszki?
Może zacznę od tego, że wygrałam konkurs u Śliwki Robaczywki i na mojej półce aktualnie stoją trzy butle olejków do kąpieli, które miałam okazję już wypróbować, a których recenzję przeczytacie w najbliższym czasie (w przeciągu dwóch tygodni). To tyle z ogłoszeń parafialnych.
A teraz posłuchajcie uważnie! Hohoho ;)
Nie wiem jak Wy, ale ja nie znoszę wiosennych porządków. A jako, że Wielkanoc w tym roku jest zaraz po rozpoczęciu wiosny... No cóż, sprzątania będzie sporo. Miło jednak popatrzeć na czyste biurko, przebywać w niezakurzonym pokoju, w którym wszystko ma swoje miejsce. A czemu sprzątamy na wiosnę? Chyba dlatego, że chcemy, by nie tylko na dworze było pięknie - w mieszkaniu również.
Jednak to takie rzeczy przyziemne, takie nudne, mozolne i bez polotu! Mylę się?
Jednak to takie rzeczy przyziemne, takie nudne, mozolne i bez polotu! Mylę się?
Metamophosis of beauty - Paul Swan |
Ręka w górę, kto lubi sprzątać.
Czemu zimy nie darzymy taką sympatią jak wiosnę? Czemu nie przygotowujemy się do okazji jej przyjścia? Czyżby zimno zabijało w nas miłość do niej? Gdybym była Zimą, czułabym się bardzo urażona. I chciałabym zademonstrować się z jak najlepszej, mroźnej strony, za co jeszcze więcej ludzi by mnie nie znosiło.
A Wiosna? Nie stara się, przychodzi z figlarnym uśmiechem i nieśmiałym spojrzeniem, niczym dziewica, dwunastoletnia dziewczynka, słodka i niewinna. Nic nie robi, a wszyscy się cieszą. Farciara, nie? I nawet jak to sobie uświadomimy, że lubimy ją za to, że jest (i z tego samego powodu większość z nas nie znosi Zimy) - ciągle będziemy jej kibicować, mimo jawnej niesprawiedliwości.
Chodźmy wiec spalić Marzannę!
A czemu właściwie ją palimy? Symbolizuje to zejście bogini do podziemi, tudzież zamianę w córkę Dziewannę. Pamiętacie Demeter i Korę? Mity całkiem analogiczne. Marzanna, zwana także Welewitą była Boginią Matką, matką wojny, snu, wróżb, chłodu i wód. Co do zamiany w Dziewannę - ona posiadała moc odradzania, odzyskiwania dziewictwa. Jesienią Marzanna wraca na świat z podziemi.
Czemu zimy nie darzymy taką sympatią jak wiosnę? Czemu nie przygotowujemy się do okazji jej przyjścia? Czyżby zimno zabijało w nas miłość do niej? Gdybym była Zimą, czułabym się bardzo urażona. I chciałabym zademonstrować się z jak najlepszej, mroźnej strony, za co jeszcze więcej ludzi by mnie nie znosiło.
A Wiosna? Nie stara się, przychodzi z figlarnym uśmiechem i nieśmiałym spojrzeniem, niczym dziewica, dwunastoletnia dziewczynka, słodka i niewinna. Nic nie robi, a wszyscy się cieszą. Farciara, nie? I nawet jak to sobie uświadomimy, że lubimy ją za to, że jest (i z tego samego powodu większość z nas nie znosi Zimy) - ciągle będziemy jej kibicować, mimo jawnej niesprawiedliwości.
Chodźmy wiec spalić Marzannę!
A czemu właściwie ją palimy? Symbolizuje to zejście bogini do podziemi, tudzież zamianę w córkę Dziewannę. Pamiętacie Demeter i Korę? Mity całkiem analogiczne. Marzanna, zwana także Welewitą była Boginią Matką, matką wojny, snu, wróżb, chłodu i wód. Co do zamiany w Dziewannę - ona posiadała moc odradzania, odzyskiwania dziewictwa. Jesienią Marzanna wraca na świat z podziemi.
Na koniec uraczę Was fragmentem polskiej pieśni ludowej o Marzannie (Welewicie)
Wele wele wita, gdzieś ty była,
wele wele wita, u stareszczi
wele wele wita, coś dostała
wele wele wita, miskę peszczi
Wele wele wita, gdzieś ty była,
wele wele wita, u stareszczi
wele wele wita, coś dostała
wele wele wita, miskę peszczi
sobota, 16 lutego 2013
Czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy.*
Jak widać, nie tylko ludzie się lenią... Tak słowem wstępu. |
Koniec obiecywania o nowych, regularnych notkach, pojawiających się częściej niż raz na miesiąc. Wyskrobanie paru słów przecież nie jest nie lada wysiłkiem umysłowym (a przynajmniej głęboko żywię taką nadzieję).
Gdybyście miały zgadywać,czemu nie piszę, pewnie padłyby słowa - brak czasu, natłok zajęć i tym podobne bzdety, czyż nie? Są to wymówki, którymi większość z nas (by nie generalizować i nie powiedzieć wszyscy) posługuje się na co dzień, zapominając o pewnym Panu, który nie uznaje pracy, ma zawsze wolne i błogiego nic-nierobienia zaprasza i nas. Lenistwo, moje drogie rybaszki, lenistwo.
Jak często ten szanowny, nieco pulchny, nowobogacki mężczyzna psuje Wasze plany? Ile razy skuszone przedstawionymi w jego ulotkach wizjami błogich, spokojnych chwil zapominacie o swoich obowiązkach? Muszę się Wam przyznać, że tym barwnym plakacikom, reklamom zawierzam się zdecydowanie za często. Tym samym nie potępiam Was, bo i za co, oraz dlaczego? To Wasze decyzje i Wasz czas (który aktualnie przeznaczacie na czytanie mojego bloga, miło mi ;)).
Czy zaproponuję jakiś magiczny przepis podstępem i sprytem wykradziony od Starej Wiedźmy z równie wiekowej Księgi Rzeczy Błahych? Skądże! W sekrecie przyznam się Wam, że Babuleńka Kiwoszce i jej pomocnikom czasem coś szepnie na uszko, lecz za dzielenie się informacjami bez jej wiedzy czeka surowa kara w najodleglejszych zakątkach Samotnej Krainy. Stamtąd trudno byłoby zabawiać moje rybaszki.
Niestety, z Leniem trzeba poradzić sobie samemu, choć nie zaszkodzi zgłosić się po wsparcie wielkiego Zapału, jego brata Wytrwałości i Cierpliwości. Odrobina organizacji i konsekwencji też nie zaszkodzi. A przy odpowiednim celu i motywacji Lenistwo nie ma szans!
Oczywiście, wypieramy się naiwności, uważamy, że nas nie dotyczy, ale czy tak jest naprawdę? Czy potrafimy spojrzeć na siebie obiektywnie? Wyłączyć uczucia i trzeźwo ocenić sytuację, własne postępowanie?
Tyle opinii, ile twarzy, a nawet więcej ;) |
Z tą oto myślą pozostawiam Was, drogie rybaszki, do następnej notki, która pojawi się w przeciągu dwóch tygodni. Prawdopodobnie będzie to wielokrotnie planowana i przekładana recenzja, więc, kto wie, czy nie ukarze się szybciej?
*w tytule - przysłowie polskie (ponoć) ;)
środa, 30 stycznia 2013
Versatile Blogger - 7 faktów o mnie
Cześć rybaszki!
Jak widzicie po tytule, dziś będzie tag. Pierwszy na tym blogu, gdyż jakoś wcześniej nie miałam ochoty brać udziału w takich zabawach. Dlatego... Właściwie nie wiem czemu. Po prostu.
O tagu dowiedziałam się u Ewel, Śliwki Robaczwki i postanowiłam sama się wprosić i wziąć udział. Bo jeśli czegoś chcemy, to należy po to sięgać, a nie łudzić nadzieję, że dostaniemy to w gratisie, czyż nie?
Zatem zaczynamy.
Każda gra ma swoje zasady, czyż nie? Oto i one:
- podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
- pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu,
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
- nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów
A teraz czas na nagą prawdę ;)
1. Uwielbiam rysować, zwłaszcza akty i portrety. Ktoś chce za pozować? ;) Na przełomie maja-czerwca tego roku będę miała własną wystawę.
2. Rzecz, której nienawidzę to hipokryzja. Wszystko inne jestem w stanie tolerować, ale hipokryzji nie znoszę. I sama również staram się nie być hipokrytką, bo o to nie trudno.
3. Posiadam siostrę sztuk jeden, która posiada chomika również w ilości zaledwie jednego. Dopóki chomik żyje, nie mogę mieć kota. Pożarcie nie należy do śmierci naturalnej, zawał też niekoniecznie.
4. Wolę słuchać, niż mówić o sobie. Chyba dlatego wcześniej nie brałam udziału w tagach.
5.Zdarza mi się mówić przez sen, ale to właściwie straszne, ani szkodliwe nie jest. Jednak powinnam się kiedyś w nocy nagrać, po obudzenie się z podbitym okiem czy wybitym palcem dobrze nie wróży.
6. Nie znoszę truskawek. Zwłaszcza przetworzonych, np. w jogurtach, dżemach, czekoladzie, lodach.
7. Jestem uzależniona od herbaty. Gdy spędzam całe dnie w domu wypijam ich nie 4-5, a 10-20. Przesadzanie w każdą stronę nigdy nie jest zdrowe, więc mnie nie naśladujcie ;)
A teraz jeszcze czas na wyznaczenie tych z Was, które również zapraszam do zabawy. Choć tak właściwie zapraszam Was wszystkie, rybaszki :) Ale pozwolicie, że nagnę trochę zasady i zmniejszę liczbę do szczęśliwej siódemki, hm?
1. Żółwik
3. Margot
6. Ruda
7. Każda z Was, która chce cokolwiek powiedzieć o sobie. Nawet w komentarzu, a co :)
Dobranoc, rybaszki.
PS. Niedługo pojawi się normalna notka, a także recenzja olejku migdałowego i masła shea. Na prawdę niedługo. Chcę zwiększyć częstotliwość postów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)