poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Szzz, szz... Sztukowo ;)


Kochane rybaszki!

Trochę czasu minęło od mojego ostatniego odzewu, lecz nie szkodzi. Mam nadzieję, że się nie obraziłyście.
Chciałabym serdecznie podziękować za komentarze, które wyrosły jak grzybki po deszczu. Mniam. Lecz dzisiaj nie o jedzeniu, muchomorkach i innych truciznach a o sztuce.
Ale zanim zacznę, mam jeszcze jedną, bardzo ważną prośbę. Uśmiechnij się! Tak lepiej. 
Co sądzicie o sztuce? Czym dla Was jest? Czy nie wydaje Wam się, że żyjąc w ciągłym biegu najpierw zapominamy o tym co piękne, a potem omijamy to szerokim łukiem, tak jak kupę na środku chodnika? Zapewne jesteście ciekawe, skąd mi w ogóle wpadł do głowy taki pomysł. Sztuka – kto teraz się nią przejmuje? Oczywiście, są osoby zdolne, które się rozwijają, lecz jak można być pasjonatem piękna nie potrafiąc wskazać ulubionego artysty? Nie nie chodzi mi o nowego ulicznego grajka robiącego karierę w TV, który swoim głosikiem zachwyca tłumy nastolatek. Wolałabym odnieść się do piękna ponadczasowego, takiego, które od lat nieustannie zachwyca.
Kiedy ostatnio byłyście w teatrze, operze, galerii a może muzeum? Taki niezobowiązujący spacer sam na sam ze sztuką, który pozwala się „odchamić”? Rozumiem, że nie każdemu taki wypad przypadnie do gustu, a jak wszyscy wiemy, o gustach się nie dyskutuje. Po prostu chciałabym zwrócić uwagę na otaczającą nas niską i bezwartościową kulturę, ze znikomą namiastką sztuki.
Ja sama nie często odwiedzam wymienione miejsca, często brakuje czasu i chęci, rozumiem też częściowo ludzi, którzy nigdy nie poszli odwiedzić dzieł sztuki. Wizyta w galerii czy filharmonii wprawia mnie w zachwyt – stety i niestety. Bowiem gdy nadchodzi czas pożegnania budzi się tęsknota, nostalgia i melancholia, oraz lęk przed zderzeniem ze zwykłą rzeczywistością, gdzie człowiek człowiekowi wilkiem, gdzie brak życzliwości, spokoju i harmonii. Wydaje mi się, iż ludzie uciekają przed pięknem właśnie z tego powodu – ze strachu przed rozczarowaniem, tym smakiem goryczy w ustach.

A teraz z trochę innej beczki. A dokładnie z serii ciekawostki – uwielbiam takie rzeczy i choć erudytą nie jestem, odnajdywanie różnych mało znanych faktów mnie fascynuje, przede wszystkim z obszaru wszelakich mitologii i kultur. Lecz dzisiaj żadną legendą na dobranoc was nie poczęstuje, musicie się zadowolić drobniutką ciekawostką.
Zatem do rzeczy, moje drogie rybaszki. Bogini matka, bogini życia i śmierci… Motyw często spotykany w wielu mitologiach, także w słowiańskiej, czyli bądź, co bądź – naszej rodzimej. Domyślacie się pod jaką nazwą kryje się kochana mamuśka? Uwaga, licze do trzech:
Raz…
Dwa…
Trzy…
Baba Jaga patrzy!
Nie, to nie jest żart. Niestety nie mam wiele informacji na ten temat, faktem jednak jest, że Baba Jaga pierwotnie była Matką Ale, wcieleniem miłości i mądrości, potem zaś zmieniła się w znaną z bajek staruchę, uosobienie śmierci, cierpienia.
Zaskoczone, rybaszki? ;)

środa, 4 kwietnia 2012

Przyjęcie powitalne

No więc od czego by tu zacząć... To mój "pierwszy raz" z blogowaniem, więc proszę o wyrozumiałość... 

Też macie wrażenie, że pierwsze notki bywają okropnie irytujące i chętnie by się je ominęło, a niestety - nie ma jak? Początki powinny być zwiewnym, lekkim powiewem, a jak zazwyczaj wyglądają? Jak wiatrak. 
Hm, zgaduję, że nie do końca wiecie, o co mi chodzi, prawda rybaszki? Nie szkodzi, nie przejmujcie się bezsensowną paplaniną mej osóbki, często ja sama siebie potrafię zrozumieć. 
Ale do rzeczy. Może czas napisać coś, co powinno się znajdować w pierwszej notce, takim uroczystej gali z okazji otwarcia bloga. No, chyba się trochę zagalopowałam. 
Ekhem, witam mych jakże szanownych gości, na mym jakże wykwintnym blogu! (i znów przeginam) Niestety, nie poczęstuję Was ponczem z rozterek miłosnych, ani ciasteczkami ze szczyptą motoryzacji. Zamiast tego oferuję wam croissanty z robótkami ręcznymi i lody miętowo-artystyczne. Słowem - uraczę Was, rybaszki kawałkiem tortu sztuki (szeroko pojętej, a co) i budyniami z mą codziennością. 
Ach, zapomniałabym się przedstawić, pardonne. 
Watashi wa Paulina-desu (jap. nazywam się Paulina) albo jak kto woli - Kiwoszka. 

Tym co wybrnęli i przeczytali ten spory, niedogotowany stek bzdur serdecznie dziękuję.
Do następnego razu^^