sobota, 15 grudnia 2012

Kto nie kocha Zimnej Damy?

Kochane rybaszki!

Znów się pozwoliłam by bloga przykryła gruba warstwa kurzu (a może raczej śniegu? Tak, śnieg to bardziej adekwatne porównanie, bowiem dzisiaj, przynajmniej u mnie, zaczął topnieć). Brakuje mi regularności tudzież pewnego "zacięcia"... Jednak nie o tym.


Pamiętacie, jak w zeszłej notce pisałam o pewnym konkursie? Cóż, wypadałoby się pochwalić, że otrzymałam olejek migdałowy i masło shea, które bardzo przypadły mi do gustu (jeśli chcecie posłuchać moich wynurzeń na ich temat, to dajcie znać w komentarzu, dobrze?), i za które jestem bardzo wdzięczna Prozerpine.

Zgadnijcie, co to jest. Niesamowicie miękkie i przytulne, choć wielu go nie lubi, o tysiącu zastosowań i dumnie noszące tyle samo barw. Lekkie i błyszczące. Z natury delikatne. Spada niczym anioł z nieba rozświetlając dzień. Sprawia, że nawet w nocy jest jaśniej...



Chyba łatwo się domyślić, że kocham śnieg i zimę. Zdecydowanie należę to tej mniejszości, która woli zimno od upałów i pogardza latem, który kojarzy mi się ze skwarem, upałem i duchotą. Niestety bardzo łatwo spiekam się na słońcu, toteż czasami nawet filtry nie są w stanie mnie uchronić. Chodzenie w upalny dzień z parasolem, tak jak panie w epoce wiktoriańskiej byłoby doprawdy niezwykłe, choć niewygodne.

O wiele bardziej fascynuje mnie mroźna zima, która straszy swą surową i srogą miną, niezwykle kontrastowa  - ciepły wieczór przy kominku i chłodny ranek spędzony na dworze.
Zima w wykonaniu Alfonsa Muchy. 
Czasami myślę, że wspaniale byłoby wyjechać do Skandynawii, która oprócz wspaniałego klimatu posiada od groma elfów i skrzatów, które od dawna zajmują mój umysł.Czy romantycy także nie byli nią zainteresowani? Nie mam swojej ulubionej epoki w literaturze, aczkolwiek w tej kwestii całkowicie ich rozumiem, a wy, rybaszki?

Co innego z ulubionym okresem w malarstwie, ulubionym stylem.... Kocham lekkość, zwiewność, delikatność, ulotność. Można by zsumować te przymioty wyrazem kobiecość, lecz moi ukochani to mężczyźni  Choć i w tym widać pewną logikę, któż bowiem będzie się najbardziej zachwycać pięknem kobiecego ciała i całą esencją naszej natury, jeśli właśnie nie oni? Nie oszukujmy się, my same jesteśmy zbyt próżne, by przedstawić się światu szczerze, nie tworząc oderwanego od rzeczywistości obrazu. Nasze odbicia byłyby niczym krzywe zwierciadło, w zależności od naszego charakteru albo nazbyt wyidealizowane, albo szkarłatne, szpetne, przedstawione przez te, które są nazbyt krytyczne i widzą więcej wad niż zalet.


Gdybyście miały możliwość stworzenia swojego autoportretu, jakbyście wyglądały? Ile byłoby WAS w waszym dziele, a ile waszych zachcianek, opinii innych? Ile pęknięć posiadałoby wasze lustro? Jedno, dwa, tysiąc? 

Znów weszłam w pseudofilozoficzne bagno, pełne wilgoci, torfu, przeciągłego zawodzenia czapli i rechotu żab. W bagno, nad którym unoszą się błędne ogniki, zwodzące wędrujących na manowce. Moje kochane Jezioro Topielców.