sobota, 15 grudnia 2012

Kto nie kocha Zimnej Damy?

Kochane rybaszki!

Znów się pozwoliłam by bloga przykryła gruba warstwa kurzu (a może raczej śniegu? Tak, śnieg to bardziej adekwatne porównanie, bowiem dzisiaj, przynajmniej u mnie, zaczął topnieć). Brakuje mi regularności tudzież pewnego "zacięcia"... Jednak nie o tym.


Pamiętacie, jak w zeszłej notce pisałam o pewnym konkursie? Cóż, wypadałoby się pochwalić, że otrzymałam olejek migdałowy i masło shea, które bardzo przypadły mi do gustu (jeśli chcecie posłuchać moich wynurzeń na ich temat, to dajcie znać w komentarzu, dobrze?), i za które jestem bardzo wdzięczna Prozerpine.

Zgadnijcie, co to jest. Niesamowicie miękkie i przytulne, choć wielu go nie lubi, o tysiącu zastosowań i dumnie noszące tyle samo barw. Lekkie i błyszczące. Z natury delikatne. Spada niczym anioł z nieba rozświetlając dzień. Sprawia, że nawet w nocy jest jaśniej...



Chyba łatwo się domyślić, że kocham śnieg i zimę. Zdecydowanie należę to tej mniejszości, która woli zimno od upałów i pogardza latem, który kojarzy mi się ze skwarem, upałem i duchotą. Niestety bardzo łatwo spiekam się na słońcu, toteż czasami nawet filtry nie są w stanie mnie uchronić. Chodzenie w upalny dzień z parasolem, tak jak panie w epoce wiktoriańskiej byłoby doprawdy niezwykłe, choć niewygodne.

O wiele bardziej fascynuje mnie mroźna zima, która straszy swą surową i srogą miną, niezwykle kontrastowa  - ciepły wieczór przy kominku i chłodny ranek spędzony na dworze.
Zima w wykonaniu Alfonsa Muchy. 
Czasami myślę, że wspaniale byłoby wyjechać do Skandynawii, która oprócz wspaniałego klimatu posiada od groma elfów i skrzatów, które od dawna zajmują mój umysł.Czy romantycy także nie byli nią zainteresowani? Nie mam swojej ulubionej epoki w literaturze, aczkolwiek w tej kwestii całkowicie ich rozumiem, a wy, rybaszki?

Co innego z ulubionym okresem w malarstwie, ulubionym stylem.... Kocham lekkość, zwiewność, delikatność, ulotność. Można by zsumować te przymioty wyrazem kobiecość, lecz moi ukochani to mężczyźni  Choć i w tym widać pewną logikę, któż bowiem będzie się najbardziej zachwycać pięknem kobiecego ciała i całą esencją naszej natury, jeśli właśnie nie oni? Nie oszukujmy się, my same jesteśmy zbyt próżne, by przedstawić się światu szczerze, nie tworząc oderwanego od rzeczywistości obrazu. Nasze odbicia byłyby niczym krzywe zwierciadło, w zależności od naszego charakteru albo nazbyt wyidealizowane, albo szkarłatne, szpetne, przedstawione przez te, które są nazbyt krytyczne i widzą więcej wad niż zalet.


Gdybyście miały możliwość stworzenia swojego autoportretu, jakbyście wyglądały? Ile byłoby WAS w waszym dziele, a ile waszych zachcianek, opinii innych? Ile pęknięć posiadałoby wasze lustro? Jedno, dwa, tysiąc? 

Znów weszłam w pseudofilozoficzne bagno, pełne wilgoci, torfu, przeciągłego zawodzenia czapli i rechotu żab. W bagno, nad którym unoszą się błędne ogniki, zwodzące wędrujących na manowce. Moje kochane Jezioro Topielców.


niedziela, 18 listopada 2012

Książkowa mania posiadania.

Zamknijcie oczy. Zróbcie to powoli, rozkoszując się chwilą niepewności. Żałuję, że nie usłyszycie mojego głosu, wtedy nie musiałybyście czytać. A jednak rybaszki, zamknijcie swe piękne wielobarwne - brązowe, zielone, niebieskie, szare, piwne, albo nawet czerwone czy fioletowe ślepia - i takie się zdarzają, choć niezwykle rzadko.


Sowa zamknęła, a Ty? 
Zamknęłyście? Wyciszyłyście się? Co pojawiło się w waszych głowach? Znak zapytania? Przyjemne czy bolesne wspomnienie?


Aktualnie jestem upojona stanem posiadania. Tak, to materializm, przyznaję się bez bicia, gdyż wierzę, że zrozumiecie formę, w jakiej się przejawia. On nie musi być zly.
Upaja mnie posiadanie rzeczy niematerialnych, których nie mogę kupić. Sądzę, że każda mądra rybaszka rozumie, co to za uczucie, jednakże przytaczanie przykładów i roztkliwianie się nad nimi zbyt wiele sensu nie ma. W internecie jest pełno"manifestów" o prawdziwej przyjaźni na całe życie, jednej jedynej prawdziwej miłości  o byciu tak szalonym, że aż nudnym... Nie potrzebujemy kolejnych takich zakalców, prawda?
Satysfakcjonuje mnie także władanie tym, co możemy dotknąć, choć ciągle łączy się to ścisłe ze sferą ulotności.
Książki.
Ich zapach, cała ich istota - jest tak ekscytująca, że niemal odpływam. A to uczucie, gdy otwiera się nową skarbnicę... Cudowne :) I ostatnio cały czas je kupuję. Nie wiem, jak mój portfel to zniesie... Przecież jest tyle promocji! ;)
Macie jakieś ulubione?
W obliczu książek wszyscy jesteśmy dziećmi :)



A, i jeszcze jedno. Gdybyście mogły wybrać, jaką częścią natury byście zostały, co by to było  Takie ciekawe pytanie zadała Prozerpine w swoim konkursie. Uwielbiam takie kreatywne pytania, a wy?


I jako, że już dawno, a nawet bardzo dawno nie było żadnych ciekawostek uraczę was jedną. Jak zauważyłyście, jestem wielką fanką wszelakich mitologii, nie pomijając naszej rodzimej, słowiańskiej. Jedna z moich ulubionych legend opowiada o latawcach i latawicach, demonach uwodzących pięknych młodzianów i niewiasty. Piękne istoty bawiły się swoimi ofiarami tak długo, az im się nie znudziły, a następnie znikały z dnia na dzień, bez słowa. Tak brzmi wersja krążąca wśród Słowian po przyjęciu chrześcijaństwa. Przed tym wydarzeniem wiązano je z duchami dzieci, wiązano je z wiatrem. "Stare" latawce ginęły od piorunów.


Trzymajcie się ciepło, rybaszki ;*

czwartek, 25 października 2012

Kisiel z kawałkami starości dr. Oektera - spostrzeżenia Kiwoszki.

Długo się nie odzywałam, dłużej niż planowałam. Tydzień temu mówiłam sobie, że napiszę, tak sama dwa tygodnie temu, tak samo wczoraj, godzinę temu, minutę wstecz... Stop!


Czas posprzątać. Znaleźć wszystkie puzzle. Nie trzeba ich od razu układać  Ważne, żeby coś robić, by nie odkładać niczego na później - czyż to nie równa się z odwlekaniem na nigdy? Nie wiemy, czy dane nam będzie zagospodarować czas jutro, za tydzień, za miesiąc. Czy w ogóle będziemy. Dlaczego zatem z powodu własnego lenistwa... Nieistotne. Sądzę, że każdy zna treść pytania, swoją odpowiedź także.

Dużo się ostatnio u mnie zmieniło, a zmiany często idą w parze z napiętym grafikiem. Wybaczcie mi drobną dygresję, aczkolwiek nie uważacie, że "Napięty Grafik" musi ciekawie wyglądać trzymając za rękę swą nową kochankę o imieniu "Zmiana"? Przepraszam, wiem, iż to nieśmieszne i nie zrozumiałe, aczkolwiek jestem aktualnie chora i to chyba... co ja bredzę  po prostu się starzeję. Tak, tak, kochane rybaszki, Kiwoszka zmienia się w starą babcię, dowód? Z jakieś dwa tygodnie temu miałam urodziny. Zgadnijcie które. A może już Wam zdradziłam swój wiek?


Zastanawialiście się kiedyś, jacy będziecie na starość? Nie za parę lat, tylko kilkadziesiąt. (I kolejna uwaga, która powinna znajdować się chyba na samym początku notki - właśnie sobie uświadamiam, iż pewna potężna siła, czyli zapewne mój Chochlik ciągnie mnie w stronę barokowych klimatów i modnego wtedy toposu vanitas. Wydaje mi się, że nieudolnie próbuję wskoczyć na lżejsze tematy, bowiem nikt nie chce słuchać o przemijalności ludzkiego, czyli także naszego, żywota).
Mój Chochlik, Malice raczej nie wygląda tak uroczo. Szkoda. 

W każdym razie, jaką osobą będziecie? Trudno to określić teraz, jest to wręcz niemożliwe, więc postawię pytanie inaczej - kim chcielibyście być?
Osobiście Kiwoszka widzi siebie jako dobrotliwą, trochę stukniętą staruszkę siedzącą na bujanym fotelu, przy kominku, która trzyma w rękach prawie skończoną robótkę  a na stoliczku obok stoi zimne już kakao. Od ognia bucha przyjemne ciepło i blask, nadający staruszce jeszcze bardziej łagodnego wyrazu twarzy. Pokój babuni zawiera kilka potężnych regałów uginających się pod ciężarem książek, które czytała za młodu, a które teraz czytają jej wnuki. W kącie stoją trzy kufry ze skarbami - płótnami, materiałami, pędzlami, farbami. Od czasu do czasu wiecznie młoda duchem, lecz niekoniecznie ciałem kobieta otwiera największy kufer, rozstawia sztalugę, wyjmuje płótno  werniks, kolory i zabiera się do dzieła. Wtedy w pomieszczeniu unosi się chemiczny zapach barwników, lekko drażniący nieprzyzwyczajone nozdrza. Pod wpływem ciągle sprawnych palców kobieciny powstaje nowy świat. Często przychodzą do niej wnuki, którym opowiada niestworzone historie niczym Szeherezada, a także przyjaciółki, z którymi tak jak dawniej toczy zażarte, oraz błyskotliwe dyskusje przy świecach.
Tak. Właśnie taka chciałabym być na starość - taka jak teraz, tylko bardziej spokojna i prawdziwie pogodna. Gdy myślę o starości nie przerażają mnie zmarszczki, siwe włosy  Oznaki starości są przerażające, gdy włamują się przez uchylone okno, lecz nie wtedy, kiedy sami otworzymy i drzwi słysząc pukanie. Wejdą do środka, wypiją z nami herbatkę, żartując z próżnej młodości. Na wszystko przyjdzie pora, i póki pewien schemat nie zostanie zniszczony, powinno być dobrze.
Może będę taka?
Albo taka? Przynajmniej będę mogła się pochwalić wzorowym uzębieniem ;)

Starcze lata kojarzą mi się z okresem, który mówi "już nie musisz". Nie musisz pracować, spełniać nieprzyjemnych powinności, nie musisz udawać pięknej - tak, to nie przejęzyczenie, przyznaję się. Nie lubię swojego wyglądu, choć wiem, że nie jest beznadziejny.

Wiem, że moje wyobrażenia to błoga sielanka nie mająca jak na razie nic wspólnego z rzeczywistością, jednakże nasza przyszłość należy od nas. Dlatego warto mieć cele, które zmotywują nas do działania. A kto wie, może nasze marzenia się urzeczywistnią, rybaszki?

poniedziałek, 24 września 2012

Słowotok.

Witajcie!
Czasami są takie dni, albo nawet krótkie, ulotne chwile, gdy jesteście pewni, że wystarczy się odezwać by dostać słowotoku, który będzie niczym Niekończąca się Opowieść. Bójcie się, moje drogie rybaszki, gdyż nastała ta straszliwa chwila.
Never ending story czas zacząć!
Nie da się nie zauważyć, iż jestem osobą piszącą to, co akurat mi "ślina na język przyniesie" kolokwialnie mówiąc. Tak właściwie, to całe moje teksty można nazwać jednym wielkim kolokwializmem, tak, tak. Piszę to co myślę, a nie myślę używając pięknego, poetyckiego języka, choć bardzo bym chciała. W ostatni weekend miałam przyjemność słuchać wykładu pewnej autorki (nazwiska nie pamiętam, z resztą ta informacja i tak by nic nie wniosła do tekstu) i tym, co w całym jej monologu najbardziej mnie zafascynowało nie była poruszana tematyka, a jej język. Sposób, w jaki się wypowiadała - oczywiście używała mowy potocznej, a jakżeby inaczej! Po prostu bardzo miło jest posłuchać od czasu do czasu (przydałoby się zdecydowanie częściej!) osoby, która mówi po polsku, a nie "po polskiemu".



Właśnie zauważyłam coś interesującego. Prowadząc tego bloga, mam możliwość dokonania autoanalizy, spojrzenia na siebie z pewnego dystansu. Mogę zatem wyciągać wnioski. Ale najpierw muszę czytać ze zrozumieniem, to chyba nie stanowi problemu. Następnie, mogę zweryfikować błędy, oraz dostrzec pewne tendencje, predyspozycje. Czyli, krótko mówiąc, w ten sposób poznaję siebie. To wspaniałe, niemalże magiczne.

Wydaje mi się, że jeśli chce się dobrze robić cokolwiek trzeba najpierw zapoznać się z samym sobą, a odnoszę wrażenie, że mało kto zna siebie tak prawdziwie. A może tylko mam jakieś omamy i jestem dziwna? Cóż, każdy jest wariatem na swój sposób. Jakakolwiek by nie była moja odmienność, niezbyt mi to przeszkadza.
Natomiast większość społeczeństwa ucieka od odmienności, a jeśli godzi się na jakąś "inność" to tylko taką, która została w jakiś sposób wypromowana, ot, idą utartą ścieżką. Nie zaproponują niczego nowego, fantastycznego, eterycznego, tylko sięgną po parę schematów i wybiorą ten, który najbardziej im odpowiada. Oczywiście nie chcę uogólniać, a tym bardziej nie chcę, by ktokolwiek z Was, moje drogie rybaszki poczuł się urażony, dotknięty.
Ja sama nie uchodzę, ani nie uważam się za Osobę Twórczą, co najwyżej za Osobę Poszukującą Piękna. A Pięknem jest Twórczość.
Jednakże moja aktualna pozycja, w hierarchii Eterycznego Świata w zupełności mi wystarcza. Szukanie, ciągłe dążenie do Ideału, do Perfekcji daje ten dreszczyk emocji, to uczucie lekkości, tą adrenalinę! Lecz nieudolne poszukiwania przynoszą Melancholię, Nostalgię, Apatię. To dobre siostry, lecz tylko na chwilę, przydają się, gdy brakuje tchu, choć niekiedy potrafią być bezlitosne i zamiast pomóc wypłynąć na powierzchnię Jeziora Topielców ciągną na dno.


Nie przeszkadzają Wam moje wieczne personifikacje? Nazywanie obszarów Wyobraźni w sposób jak najbardziej plastyczny, namacalny? Gdy piszę, uświadamiam sobie, że sama tak właściwie jeszcze siebie nie znam.
Macie swoje ulubione słowo? Słowo, które Was opisuje, albo, które chcielibyście, by Was opisywało, rybaszki? Rozumiecie, o co mi chodzi? Czasami ciężko mnie zrozumieć, przepraszam. Po prostu kocham słowa. A zwłaszcza to jedno - Eteryczność.



piątek, 31 sierpnia 2012

Huśtaweczka

Ave rybaszki! :)

Dawno mnie nie było, jednak rozumiecie - wakacje, czas ucieka między palcami, wszystko dzieje się tak szybko! Za dużo,by opowiadać, naprawdę. Jednak może uchylę Wam rąbka tajemnicy - te wakacje zostaną niezapomniane! 


Jako, że ostatnio było dość radośnie, dzisiaj może pójdziemy w trochę bardziej poważne tony? To tak, jakby poprzednia wypowiedź była zielona jak majowa trawa, a dzisiejsza brązowa jak pień dębu. Wchodzicie w to? 
Albo nie, lepiej nie. Zróbmy coś radosnego. Uśmiechnijmy się. Wiecie, jak oszukać umysł, kiedy jest się smutnym? Trzeba się uśmiechnąć. Na prawdę pomaga. Tylko czasami trudno się uśmiechać. Ale, ale! Jeśli ktoś chce, to potrafi. Twardą trzeba być, prawda, rybaszki? 
Ale wiecie, co jest najgorsze, gdy ma się doła? To, ze na nic nie ma się ochoty, a najbardziej to człowiek nie chce spróbować poprawić sobie humoru, bo w głowie pojawia się myśl "po co?"
Jednak nie martwcie się, nie mam depresji, spokojnie. Po prostu, niczym rasowa kobieta huśtawki nastroju przeżywam regularnie parę razy dziennie. 
Usłyszałam dzisiaj w telewizji przyjemne zdanie - to dziwne, bo uważam telewizję za wielki śmietnik ludzkiej głupoty. Jednak nawet w śmietniku, niczym w lumpeksie można znaleźć perełki. Nie przytoczę całego zdania, ale urywek brzmiał mniej więcej tak "sprawi, że zwrot słaba kobieta będzie oksymoronem". No ba! Czyż to nie brzmi pokrzepiająco? Ten zwrot już jest oksymoronem, jeśli chodzi o psychikę - takie przynajmniej jest moje zdanie. 

Ciężko mi się skupić, gdyż aktualnie słucham piosenki "Włosy" Elektrycznych Gitar, znacie? W każdym razie piosenki nie wyłączę, bo wolę myśleć chaotycznie, niż logicznie. Wiedziałyście, że zwrot "w każdym bądź razie" jest nie poprawny? Używałam go przez długi czas, i gdy się o tym dowiedziałam sadziłam, że nie dam rady się przestawić na poprawną formę, lecz o dziwo, poszło dość łatwo. Zwracacie uwagę na takie duperele? Na stylistykę? Czy tylko ja mam tak poprzewracane w mym humanistyczno-artystycznym łbie? Ach, i od razu uprzedzam, że notki piszę ot tak, nie sprawdzam ich poprawności, nie czytam ich dwa czy trzy razy próbując wychwycić błędy, które popełniłam (a takie na pewno są) jak to robię przy pisaniu normalnych prac. Nie znaczy to jednak, że jestem hipokrytką, która widzi drzazgę w oku bliźniego, a belki w swoim nie dostrzega, skądże znowu. Nie moja bajka. 
Dzisiaj obie uświadomiłam, że przez to, że jestem na humanie, jako, iż rozwijam się w tym kierunku i zasady poprawnej polszczyzny powinnam mieć w małym paluszku boję się pisać. Przecież każdy mój błąd zostaje uwieczniony, niczym dusza zamknięta w zdjęciu,  więc co ja sobą tak właściwie prezentuję? Często, kiedy człowiek jest w czymś dobry, otoczenie wymaga by był coraz lepszy i lepszy. To przytłacza. Wolałabym, by nikt nie wiedział, iż lubię pisać. Takie wyjście jest o wiele łatwiejsze. Jednak proste rozwiązania często nic z sobą nie niosą. Są jak Lays'y -smaczne, do zjedzenia na szybko, od których można co najwyżej przytyć. Jaki jest sens wybierania Lays'ów, gdy można zjeść owsiankę? (Ostatnio uwielbiam owsiankę, tak apropo.)

Jej, znów się rozpisałam! Mam nadzieję, że mój wywód Was nie zabił tak jak słońce wampira, moje drogie rybaszki! 
Na zakończenie pioseneczka. Miłego słuchania. 

poniedziałek, 30 lipca 2012

Kreatywności, nie umieraj!

Kreatywności, nimfo moja, ty jesteś jak zdrowie.
Ile Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
kto Cię stracił.

Czyż nie, rybaszki?
Kreatywność, inwencja twórcza, wyobraźnia jest skarbem. Jest córą bardzo kapryśną, która lubi chadzać własnymi drogami i wodzić nas za nos. Lubi znikać i pojawiać się w najmniej spodziewanym momencie. Zaskakuje nie tylko widzów, ale i same twórcę. O mojej ukochanej mogłabym pisać z patosem niczym Homer, chwalić ją i siebie niczym Horacy, przyozdobić w zwiewne słówka niczym Słowacki.
A jednak, mam wrażenie, że ona niezbyt mnie lubi. Albo raczej moją leniwość - wspomnianego wcześniej Dovenskaba. Może dlatego ostatnio tak rzadko się pojawia?
Uważam, że we wszystkim, co robimy powinniśmy wykazać choć odrobinę kreatywności, włożyć w nasze czyny trochę siebie, by były niezapomniane, charakterystyczne, po prostu nasze.
Niestety, nasz świat podający na tacy gotowe rozwiązania zabija wyobraźnię. Muzy słabną, kiedy wydadzą ostatnie tchnienie? Wolę nie wiedzieć. Coraz trudniej być kreatywnym, gdy w telewizji puszczane są seriale na miarę amerykańskich komedii, gdy schemat schemat schematem pogania, gdy wszystko i wszystkich się uprzedmiotawia, gdy wygląd i próżność gra pierwszą rolę w naszym życiu. Nie mówię, że to jest dramatycznie złe, skądże! Lecz czy nie wydaje się Wam, moje drogie rybaszki, że współczesny świat serwuje nam odgrzewane burgery w zbyt dużych ilościach?
Co czujecie, gdy marzycie? Gdy wymyślacie nowe, wspaniałe krainy, pomysły, patenty? Może jestem, dziwna, ale w moim przypadku, kiedy tworzę, czuję jak dookoła mnie tworzy się lekka, jedwabista, kojąca zmysły mgiełka, która delikatnie muska moją skórę, jakby zapraszając mnie do dalszej zabawy w świecie, do którego nie dojadę autobusem, tramwajem, czy pociągiem. Ba, nawet samolot czy rakieta nie jest w stanie mnie tam zabrać! Tylko mój własny umysł, dusza jest w stanie mnie tam zaprowadzić. Nie żaden pojazd czy nawet moje własne stopy, o nie. By się tam dostać, by przejść przez bramę dzielącą Rzeczywistość i Wyobraźnię nie muszę ruszać się z miejsca. Czyż to nie piękne?
Lecz wejście do Wyobraźni nie jest równoznaczne z przekroczeniem progu mieszkania Kreatywności. Nasza droga córa swoją chatkę z piernika, willę z basenem tudzież pałacyk posiada w wyimaginowanej krainie, nie na odwrót.


Moje drogie rybaszki, tak sobie właśnie uświadomiłam... Na podstawie niektórych (jeśli nie wszystkich) moich wpisów można spokojnie wysłać by mnie na leczenie psychiatryczne. Jednak przecież
"Nullum magnum ingenium sine mixtura dementiae fuit" - Nie było wielkiego geniuszu bez domieszki szaleństwa... Tak, wiem, chyba sobie schlebiam. To okropnie nieskromne i narcystyczne, wybaczycie mi?




A właśnie, właśnie! Ostatnio mądrościami łacińskimi strzelam jak z rękawa, a w ostatnij notce (kiedy to było...) obiecałam buzakia temu, kto wie, co znaczy "Amo te, ama me".
Tam taratam! Kocham Cię, kochaj mnie. Urocze, prawda?

A oto obiecany buziak dla Margot ;*




Takim dość sympatycznym (tak sądzę :)) obrazkiem się z Wami żegnam, oczywiście nie na zawsze. Trzymajcie się i dajcie znać, co u Was :)



wtorek, 3 lipca 2012

Wielki Powrót

Ave, rybaszki!
Zapewne niektóre z Was zastanawiały się czemuż to tej okropnej Kiwoszki tak długo nie ma. Szczerze, ostatnio nawet nie miałam czasu na myslenie o blogu, a gdy czas był wene jak na złość poakowała walizki i wyjeżdżała na wakacje do Japonii mówiąc "Ja-ne, Kiwoszka-chan".

I tym oto sposobem, gdy wena tylko wróciła - nie wytzrzymałam i postanowiłam od razu ja wykorzytać.Tym oto sposobem skończyłam z zapiśnikiem na kolanach o godzinie 23.33 w miejscu, gdzie król idzie piechotą...

Swoją drogą, sama wena wymaga drobnego przedstawienia, bowiem (jeśli tego jeszcze nie wiecie) bardzo często wszystko w moim otoczeniu ulega personifikacji. Opuściła mnie jedna wena - ta do pisania, a została druga - ta od rysowania, razem z moim kotem Dovenskabem (duń. lenistwo) - całego imienia nie przytoczę, nie zrobię Wam tego, spokojnie; a także podłym chochlikiem, który właśnie z wakacji wrócił. Na czym polega zachowanie chochlika - przestawia litery, wyrazy, słowa! Wydaje mi się, że normalny człowiek nazwałby go roztrzepaniem, ja wolę Malice (duń. złośliość).

A wracając do notki właściwej - moje skarby, nie wiem, czy Wam o tym mówiłam, ale uwielbiam słuchać. I to nie tylko muzyki, ale przede wszystkim innych. Więc kochane rybaszki, powiedzcie mi, co u Was.
Czy ostatnio na waszych stołach gościłapuszysta i lekka jak alpejskie ptasie mleczko chwila radości, czy moze kawałek równie gorzkiej co przyjemnej sekundzie czekoladowego zapomnienia? Jej, skąd tyle słodyczy? To pewnie przez dietę ;). W każdym razie, rybaszki - non cum tacent, clamant, o nie! Nie krzyczcie, milcząc, lecz wyrzućcie z siebie to, co dławicie w środku!

Jejku, jakze wzniosłe orędzie wychodzi spod mego pióra... Wychodzi i lepiej, żeby poszło.

Otatnio w moim życiu ciagle się coś zmienia i dzieje, co mnie niezmiernie cieszy.Nawet wydaje mi się, że moja wypowiedź również nie kipi już entuzjazmen jak wcześniej, tylko wręcz pod jego wpływem wybucha, niczym gejzer. Jednak, to na ile trafne jest to stawierdzenie oceńcie same, rybaszki.

Motto dla Was do następnej notki:
"Amo te, ama me"... Ten, kto zna tłunaczenie dostanie ode mnie buziaka, a co mi tam.

A jeszcze jedno! Skoro już jesteśmy w temacie złośliwych duchów,pozwólcie, że przedstawię Wam Leschi, bardzo popularnego złego, ponoć jednookiego ducha lasu. Leschi bywał równie złośliwy jak mój chochlik czy kot, lecz gdy on sprowadzał ludzi na manowce, nie było odwtrotu. Ludzie gubili się w puszczy idąc za jego gwizdaniem lub śpiewem i ślad po nich ginął. Jeszcze jedno - potworek zazwyczaj przybierał formę małego, dziwnego drzewa, bądż stawał się niewidzialny. Dlatego, uważajcie! Leschi jest wśród Was (w końcu to mitologia słowiańska... ;))



sobota, 16 czerwca 2012

Ciągle pada...





Aktualnie, gdybym wzięła szampon i żel do kąpieli mogłabym spokojnie się wykąpać. Czy nie było by to o wiele bardziej ekologiczne? A jakie fascynujące! Pomyślcie sobie - kąpiel na balkonie.... Jednak na razie zadowolę się darmowym myciem okien na koszt Matki Natury ;)
Tyle słowem wstepu, kochane rybaszki. Trochę mnie tu nie było, lecz nie martwcie się, Kiwoszka wróciła! Za pewne na krótko i nikt się nie cieszy, lecz co tam.


Lubicie czytać? Otóż do 30 czerwca jest pewna promocja, a jako, że w mojej biblioteczce książek nigdy za wiele postanowiłam się z Wami tą informacją podzielić. Krótko mówiąc zapisując się do newslettera na stronie  Otwarte dla Ciebie i wysyłając na adres newsletter@otwarte.eu swoje podstawowe dane - adres itd. dostaniecie książke "Mistrz" Andy'ego Andrewsa za darmo. Więcej informacji oraz regulamin na ich stronie. Promocja trwa do 30 czerwca rybaszki.
To chyba tyle z ogłoszeń parafialnych.
Właściwie, skoro już zaczęłam temat książek, to czemu by go nie kontynuować? Przecież o dobra literatura jest jak tabliczka czekolady czy buziak. A jeślli ktoś nie ma kogoś do buziakowania i aktualnie jest na diecie, to co ma biedaczysko zrozbić? Wziąć jakieś wybitne czytadło i do dzieła! W końcu wiele do szczęścia nie potrzeba, jedynie dobrego wzroku, czasu i oczywiście zadrukowanych kartek z wciągającą historią. Voila, pyszne danie... Zagalopowałam się, w telewizji akurat leciała reklama o jedzeniu ;)
Jeśli lubicie czytać, to po jakie tytuły najcześciej sięgacie? A gdy okaże się on niewypałem, co wtedy? A co się tyczy niewypałów - częśto odnoszę wrażenie, że jest ich znacznie więcej niż książek, takich prawdziwych. Ot, schematyczne zbiory literek, gdzie po dwóch pierwszych rozdziałów można z dużym powodzeniem przewidzieć rozwój akcji przynajmniej na nastepne 100 stron. Następnie czyta się rozdział ze strony setnej, a potem tylko zakończenie i mimo tak pobieżnego zaznajomienia z tematem, nic ciekawego nas nie omineło, a na dodatek zaoszczędziliśmy mnóstwo czasu! Tak tylko, ekhem... flaki z olejem potrafią być bardziej zakakujące niz taka "książka". Jednak o gustac się nie dyskutuje, dlatego nie zamierzam rzucać żadnymi tytułami, czy autorami. Przecież wiadomo - jedna rybaszka z namiętnością czyta Kinga, a druga rybaszka Meyerową. I cóż poradzić? Póki czytają i są szczesliwe nie ma sensu w to ingerować.
Was także bawi, moje drogie rybaszki, gdy przychodzi Wielce Oczytana Osoba i nie uznaje żadnych książek oprócz tych czytanych przez nią? I wtedy Wilece Oczytana Ososba zadziera swego Wielce Oczytanego Nosa i z pogardą patrzy na wszystkich "innowierców". O ile oczywiście Wielce oczytany Nos na zasłania Wielce Oczytanej Osobie widoku na to, co pałęta się u jej stóp.

Do usłyszenia, rybaszki ;*





sobota, 12 maja 2012

Burzowo, dreszczowo i wodniście.

Wczoraj w nocy zagościła nad moim mieszkaniem istna ulewa. Kojarzycie jak w kreskówkach nad bohaterem widnieje burzowa chmurka? Miałam wrażenie, że "burzowa chmurka" upodobała sobie właśnie mój domek. Nie przeszkadzało mi to, skądże znowu. Uwielbiam wsłuchiwać się w szalone, nieposkromione krople deszczu pragnące wybić szyby w oknach, w grzmoty pojawiające się po błysku, który oświetli cały mój pokój, nie warząc na to, że światła są wyłączone... Piękne, prawda rybaszki?
A Wy, jak byłyście małe, bałyście się burzy? Mnie właściwie ten lęk nigdy nie dotknął, lecz wyciągnął swe łapska po moją młodszą siostrę. Na szczęście, zanim chmury pokazały na co je naprawdę stać - ona usnęła. I mam wrażenie, że ja także odpłynęłam do krainy Morfeusza przed nastaniem apogeum wieczoru. Po prostu byłam bardzo zmęczona.

Ach, nie mówiłam Wam! Większość z Was zapewne słyszała o drożdżowej akcji zainicjowanej przez Anwen. Dla tych, co się nie orientują wstawiam linka: http://anwena.blogspot.com/2012/04/mega-krzem-poddaam-sie-i-reaktywacja.html
Akcja się już skończyła, drożdże mi zasmakowały, ale nie o tym a o najważniejszym, czyli przyroście moich włosów. Zgadniecie rybaszki ile moje kłaczki urosły? 4 cm! Jestem wniebowziętą, szczęśliwą posiadaczką 64 cm włosów :)
Ciągle trochę za krótkie, lecz jeszcze trochę i będzie 70, potem 80 cm... Haha, tak mam istnego hopla na punkcie włosów. A co z rybaszkami? Wolicie krótkie, czy może długie włosy?

Zapomniałabym. Podobała się Wam ciekawostka z ostatniej notki? Nie wiem, czy mam podawać kolejne^^ A zresztą, co mi tam.
Lubicie konie? W wielu mitologiach można się natknąć na konio-podobne stworzenia takie jak jednorożce, czy pegazy. Osobiście mnie bardziej zainteresowały mniej znane i bardziej niebezpieczne "patatajki" w tym wypadku kelpie.
Kelpie pochodzą z mitologii celtyckiej, lecz można było je spotkać także w krajach skandynawskich oraz słowiańskich, choć pod zmienioną nazwą. A propo - w naszym rodzimym folklorze nosił nazwę odmieńca.
Właściwą opowieść czas zacząć.
Wyobraźcie sobie, że jesteście nad jeziorem z przyjaciółmi. Nagle dostrzegacie pięknego konia brodzącego brzegiem plaży.Zauroczenie powoli zbliżacie się do niego, lecz o dziwo koń nie ucieka, wręcz lnie do Was. Sielanka, czyż nie? Rumak daje się głaskać, karmić, a w końcu nawet dosiąść. Grzecznie robi kilka kroków, lecz co się dzieje? Koń zrywa się do porywistego biegu w kierunku jeziora. chcecie go uspokoić, zeskoczyć z niego, lecz o dziwo stwierdzacie, że nie możecie się ruszyć! Kelpie wbiega do wody, a Wy rybaszki zostajecie pożarte przez niego pod wodą.
Smacznego. ;)

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Szzz, szz... Sztukowo ;)


Kochane rybaszki!

Trochę czasu minęło od mojego ostatniego odzewu, lecz nie szkodzi. Mam nadzieję, że się nie obraziłyście.
Chciałabym serdecznie podziękować za komentarze, które wyrosły jak grzybki po deszczu. Mniam. Lecz dzisiaj nie o jedzeniu, muchomorkach i innych truciznach a o sztuce.
Ale zanim zacznę, mam jeszcze jedną, bardzo ważną prośbę. Uśmiechnij się! Tak lepiej. 
Co sądzicie o sztuce? Czym dla Was jest? Czy nie wydaje Wam się, że żyjąc w ciągłym biegu najpierw zapominamy o tym co piękne, a potem omijamy to szerokim łukiem, tak jak kupę na środku chodnika? Zapewne jesteście ciekawe, skąd mi w ogóle wpadł do głowy taki pomysł. Sztuka – kto teraz się nią przejmuje? Oczywiście, są osoby zdolne, które się rozwijają, lecz jak można być pasjonatem piękna nie potrafiąc wskazać ulubionego artysty? Nie nie chodzi mi o nowego ulicznego grajka robiącego karierę w TV, który swoim głosikiem zachwyca tłumy nastolatek. Wolałabym odnieść się do piękna ponadczasowego, takiego, które od lat nieustannie zachwyca.
Kiedy ostatnio byłyście w teatrze, operze, galerii a może muzeum? Taki niezobowiązujący spacer sam na sam ze sztuką, który pozwala się „odchamić”? Rozumiem, że nie każdemu taki wypad przypadnie do gustu, a jak wszyscy wiemy, o gustach się nie dyskutuje. Po prostu chciałabym zwrócić uwagę na otaczającą nas niską i bezwartościową kulturę, ze znikomą namiastką sztuki.
Ja sama nie często odwiedzam wymienione miejsca, często brakuje czasu i chęci, rozumiem też częściowo ludzi, którzy nigdy nie poszli odwiedzić dzieł sztuki. Wizyta w galerii czy filharmonii wprawia mnie w zachwyt – stety i niestety. Bowiem gdy nadchodzi czas pożegnania budzi się tęsknota, nostalgia i melancholia, oraz lęk przed zderzeniem ze zwykłą rzeczywistością, gdzie człowiek człowiekowi wilkiem, gdzie brak życzliwości, spokoju i harmonii. Wydaje mi się, iż ludzie uciekają przed pięknem właśnie z tego powodu – ze strachu przed rozczarowaniem, tym smakiem goryczy w ustach.

A teraz z trochę innej beczki. A dokładnie z serii ciekawostki – uwielbiam takie rzeczy i choć erudytą nie jestem, odnajdywanie różnych mało znanych faktów mnie fascynuje, przede wszystkim z obszaru wszelakich mitologii i kultur. Lecz dzisiaj żadną legendą na dobranoc was nie poczęstuje, musicie się zadowolić drobniutką ciekawostką.
Zatem do rzeczy, moje drogie rybaszki. Bogini matka, bogini życia i śmierci… Motyw często spotykany w wielu mitologiach, także w słowiańskiej, czyli bądź, co bądź – naszej rodzimej. Domyślacie się pod jaką nazwą kryje się kochana mamuśka? Uwaga, licze do trzech:
Raz…
Dwa…
Trzy…
Baba Jaga patrzy!
Nie, to nie jest żart. Niestety nie mam wiele informacji na ten temat, faktem jednak jest, że Baba Jaga pierwotnie była Matką Ale, wcieleniem miłości i mądrości, potem zaś zmieniła się w znaną z bajek staruchę, uosobienie śmierci, cierpienia.
Zaskoczone, rybaszki? ;)

środa, 4 kwietnia 2012

Przyjęcie powitalne

No więc od czego by tu zacząć... To mój "pierwszy raz" z blogowaniem, więc proszę o wyrozumiałość... 

Też macie wrażenie, że pierwsze notki bywają okropnie irytujące i chętnie by się je ominęło, a niestety - nie ma jak? Początki powinny być zwiewnym, lekkim powiewem, a jak zazwyczaj wyglądają? Jak wiatrak. 
Hm, zgaduję, że nie do końca wiecie, o co mi chodzi, prawda rybaszki? Nie szkodzi, nie przejmujcie się bezsensowną paplaniną mej osóbki, często ja sama siebie potrafię zrozumieć. 
Ale do rzeczy. Może czas napisać coś, co powinno się znajdować w pierwszej notce, takim uroczystej gali z okazji otwarcia bloga. No, chyba się trochę zagalopowałam. 
Ekhem, witam mych jakże szanownych gości, na mym jakże wykwintnym blogu! (i znów przeginam) Niestety, nie poczęstuję Was ponczem z rozterek miłosnych, ani ciasteczkami ze szczyptą motoryzacji. Zamiast tego oferuję wam croissanty z robótkami ręcznymi i lody miętowo-artystyczne. Słowem - uraczę Was, rybaszki kawałkiem tortu sztuki (szeroko pojętej, a co) i budyniami z mą codziennością. 
Ach, zapomniałabym się przedstawić, pardonne. 
Watashi wa Paulina-desu (jap. nazywam się Paulina) albo jak kto woli - Kiwoszka. 

Tym co wybrnęli i przeczytali ten spory, niedogotowany stek bzdur serdecznie dziękuję.
Do następnego razu^^